Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

Landszafty, oleodruki i reprodukcje... Cz. II

Miałam napisać o oleodrukach, zabieram się za to od dni kilku, ale jakoś mi nie idzie. Od wysokich temperatur mózg mi się lasuje, a oleodruk to temat poważny... Nigdy jakoś za tym rodzajem twórczości nie przepadałam, chociaż muszę przyznać, że trafiają się perełki wybitne, w ramach okazałych, prawdziwym złotem złożonych... Zacznijmy od początku - oleodruk to odbitka wykonana na papierze, płótnie lub innym materiale, wykonana w technice oleografii lub chromolitografii, bardzo popularna w XIX wieku. Oleodruki były obecne zarówno w miejscach publicznych, takich, jak kościoły, czy urzędy, jak i mieszkaniach prywatnych. Ich jakość zależała od staranności wykonania. Niektóre były dodatkowo ręcznie podmalowywane i zdobione porzez naszywanie koralików i tkanin, tłoczenie ornamentów... Najbardziej znane  "szkoły" oleodruków posiadające  własne zakłady produkcyjne, znajdowały się w Niemczech i Francji: Muller and Lose, Kamag, Otto Blocha... Można było je nabyć nie tylko w całej Europ

A tak na codzień?

No właśnie. Lubię robić zdjęcia. I przyznaję, że w ramach głupawki zdarza mi się najpierw paprykę pracowicie ułożyć i obfocić, a dopiero potem przystąpić do robienia z niej obiadu. Zdarza mi się też jakiegoś zielska nazbierać, które już na drugi dzień jest całkiem oklapłe, albo, jak dzisiaj, połamane gałązki winorośli przygarnąć, mimo, że do konsumpcji się jeszcze winogrona nie nadają... I owszem, to niewątpliwie działania głównie pod zrobienie zdjęć... Jednym zdaniem -  zdarza mi się jedzeniem bawić...  Ale większość zdjęć jest robiona na żywca, ponieważ zazwyczaj, pomijając trofea, takie, jak winogrona, resztę gadżetów stanowi to, co akurat się pod rękę naiwnie. Okresowo poszukuję czegoś w moich kuchennych meblach, a właściwie meblach w kuchni stojących, ponieważ z założenia to raczej nie do kuchni je zrobiono, i wtedy następuje całkiem przypadkowa roszada misek i talerzy...a że zazwyczaj wyciągam to, co mam pod ręką, to i aktualnie używana z

Landszafty, oleodruki i reprodukcje... Cz. I

Landszaft. Słowo, którego ludzie używają, aby wyrazić swoją opinię na temat miernego malarstwa, pod ów epitet przy okazji podpięto też oleodruki... A przecież landszaft to po prostu obraz przedstawiający pejzaż. Nie mam pojęcia, cóż złego w pejzażach. Być może, nie niosąc ze sobą głębokiego przesłania, pejzaże są sztuką tylko cieszącą oko, ale dobry pejzaż jest po prostu dobry... A zły pejzaż cieszy czasami bardziej niż dobry, chociaż niekoniecznie oko... Trudno oczekiwać, żeby ściany  mieszkania przeciętnego obywatela o przeciętnych dochodach zawieszone były oryginałami Rembrandta, Vermeera, van Gogha... czy kto kogo i co lubi, ponieważ, nawet pomijając ceny, ilość dzieł wybitnych malarzy takie ekscesy uniemożliwia. Cóż więc zostaje? Zostaje to, co dostępne. A więc między innymi landszafty, kopie, oleodruki i reprodukcje. Reprodukcji nie lubię, nawet tych na płótnie. Dla mnie ich podstawową wadą jest brak faktury, zgrubień farby, śladów pędzla. Brak w nich ducha twórcy. Ot, taki pr

Wzorki niejadalne, czyli wersja ozdobna

Oprócz typowej zastawy stołowej służącej, jak sama nazwa wskazuje,do zastawiania stołu, występuje też odmiana ozdobna, która nie tylko nie spełnia funkcji użytkowej, ale w skrajnych przypadkach może się okazać niebezpieczna dla otoczenia- czyli typowe, totalne fidrygałki. Miałam kiedyś manię zbierania porcelany w kwiaty, kwiatki i kwiatuszki. Część owego zbioru posiadam do dzisiaj, chociaż trzeba przyznać, że w niektórych momentach, takich jak na ten przykład Boże Narodzenie, wzór kwiatowy mnie osobiście nieco w oczy kłuje, nie bardzo chcąc z choinką współgrać... Nie będę tu wszystkiego wyciągać, coś musi zostać, jakby mi się na jakiegoś nowego posta w wersji kwietnej zebrało. W każdym razie daje to ogólny pogląd na porcelanę użytkową w wersji ozdobnej, w niektórych przypadkach aż za bardzo... Porcelanę, którą jedzenie zakrywa i na której wygląda dużo mniej atrakcyjnie, niż na zwykłym, białym talerzu.  Tu jeszcze nadmienić muszę, że wyjątkowo udane użytkowo są ta

Wzorki na porcelanie

Nie lubię gotować, ale lubię kuchnie. Cudze lubię, byle zagracone były i niesterylne. I swoją, odkąd w diabły wyeksmitowałam podobno wyjątkowo gustowny i ergonomiczny zestaw mebli z mdf - u, który na moje kilkuletnie utrapienie pozostawili poprzedni właściciele...  Być może źle rozumiem ergonomię kuchenną, ponieważ obecnie moja kuchnia jest idealnym przeciwieństwem zaleceń ogólnych na temat wygody i bhp użytkowania tego pomieszczenia, ale na razie żyję, oparzeń trzeciego stopnia nie odnoszę i nawet nieco mniej tłukę, niż przed przemeblowaniem. Gotuję chyba głównie z powodu możliwość używania zastawy stołowej. Zastawa stołowa to temat rzeka, wielki jak Ganges i Amazonka razem, wspólnie i w porozumieniu. Pisałam już o porcelanie china blau, teraz czas na wzór słomkowy i cebulowy. Z nieznanych i niezrozumiałych powodów są one ze sobą mylone. Wzór słomkowy,  Indisch  Blau, niebieski saksoński, pietruszkowy - to ten sam wzór, przedstawiający podobno kocanki, czyli drobne, żółte, polne kw

Jestem z miasta...

Jestem z miasta. Urodziłam się w mieście, wychowałam się, przynajmniej teoretycznie, też w mieście... Nic to, że było to o duże, przemysłowe miasto, które zaginęło gdzieś w pomroce ostatniego trzterdziestolecia. Teraz to zupełnie inne miejsce. Wtedy, dawno, dawno temu, nie zważając na lokalizację, głoszącą, że to ścisłe centrum, ludzie hodowali w przyblokowych ogródkach kury, króliki, a czasami owce i kozy. Niekoszone trawniki zarastały bylicami, wrotyczem i zdziczałym żytem, a ulice były brukowane... W kuchniach królowały westfalki, na salonach kaflowe piece, a rozkład jazdy głosił radośnie,  że autobus odjeżdża co około godzinę... Nie mam rodziny na wsi. Nie jeździłam do babci, nie sypiałam na siennikach, nie biegałam boso po sadzie... Jestem z miasta, ponieważ urodziłam się w mieście. Kiedyś byłam z dużego miasta, teraz prowadzę małomiasteczkowy żywot w małym miasteczku...które bardzo przypomina moje wielkie miasto z przed lat. Tylko trawniki już skoszone. Przynajmniej niektóre. I k