Landszaft. Słowo, którego ludzie używają, aby wyrazić swoją opinię na temat miernego malarstwa, pod ów epitet przy okazji podpięto też oleodruki...
A przecież landszaft to po prostu obraz przedstawiający pejzaż. Nie mam pojęcia, cóż złego w pejzażach. Być może, nie niosąc ze sobą głębokiego przesłania, pejzaże są sztuką tylko cieszącą oko, ale dobry pejzaż jest po prostu dobry... A zły pejzaż cieszy czasami bardziej niż dobry, chociaż niekoniecznie oko...
Trudno oczekiwać, żeby ściany mieszkania przeciętnego obywatela o przeciętnych dochodach zawieszone były oryginałami Rembrandta, Vermeera, van Gogha... czy kto kogo i co lubi, ponieważ, nawet pomijając ceny, ilość dzieł wybitnych malarzy takie ekscesy uniemożliwia. Cóż więc zostaje? Zostaje to, co dostępne. A więc między innymi landszafty, kopie, oleodruki i reprodukcje.
Reprodukcji nie lubię, nawet tych na płótnie. Dla mnie ich podstawową wadą jest brak faktury, zgrubień farby, śladów pędzla. Brak w nich ducha twórcy. Ot, taki przedruk, przy odrobinie szczęścia, a raczej nieszczęścia, wykonany w kolorach odbiegających od oryginału. Widziałam nawet takie, których kolory nie tyle odbiegały, co odcwałowywały dzikim pędem od pierwowzoru... Ale co kto lubi... W końcu każdy ma prawo własną damę z różową łasiczką posiadać...a jeżeli ową różowość potraktujemy z przymrużeniem oka, to będzie całkiem zabawnie...
Ale ja kocham fakturę i utknęłam w świecie twórczości pędzlem malowanej... I choć nie zawsze jest to twórczość poprawna warsztatowo, to nie mam wątpliwości, że autorzy poświęcili swój czas, żebym miała co z kurzu wycierać 😁
Taki pejzażyk cacany, malowany chyba pędzlem z trzech włosów zrobionym, turkusowy nadzwyczajnie, w ramę dostojną i dostatnią oprawiony... Jak go nie lubić?
Poniżej cud, miód, ultramaryna (chociaż może jednak bez ultramaryny, za dużo niebieskości to tam akurat nie ma), czyli obraz twórcy warsztatu pozbawionego. Owo dzieło urzekło mnie od pierwszego wejrzenia i do dzisiaj cieszy, zarówno zadziwiającą techniką malowania drogi, jak i tematem... W końcu większości miastowych się czasami kurna chata marzy...
Tak, wiem 😁 i nic na to nie poradzę. Za to niedługo o oleodrukach opowiem...
A przecież landszaft to po prostu obraz przedstawiający pejzaż. Nie mam pojęcia, cóż złego w pejzażach. Być może, nie niosąc ze sobą głębokiego przesłania, pejzaże są sztuką tylko cieszącą oko, ale dobry pejzaż jest po prostu dobry... A zły pejzaż cieszy czasami bardziej niż dobry, chociaż niekoniecznie oko...
Trudno oczekiwać, żeby ściany mieszkania przeciętnego obywatela o przeciętnych dochodach zawieszone były oryginałami Rembrandta, Vermeera, van Gogha... czy kto kogo i co lubi, ponieważ, nawet pomijając ceny, ilość dzieł wybitnych malarzy takie ekscesy uniemożliwia. Cóż więc zostaje? Zostaje to, co dostępne. A więc między innymi landszafty, kopie, oleodruki i reprodukcje.
Reprodukcji nie lubię, nawet tych na płótnie. Dla mnie ich podstawową wadą jest brak faktury, zgrubień farby, śladów pędzla. Brak w nich ducha twórcy. Ot, taki przedruk, przy odrobinie szczęścia, a raczej nieszczęścia, wykonany w kolorach odbiegających od oryginału. Widziałam nawet takie, których kolory nie tyle odbiegały, co odcwałowywały dzikim pędem od pierwowzoru... Ale co kto lubi... W końcu każdy ma prawo własną damę z różową łasiczką posiadać...a jeżeli ową różowość potraktujemy z przymrużeniem oka, to będzie całkiem zabawnie...
Ale ja kocham fakturę i utknęłam w świecie twórczości pędzlem malowanej... I choć nie zawsze jest to twórczość poprawna warsztatowo, to nie mam wątpliwości, że autorzy poświęcili swój czas, żebym miała co z kurzu wycierać 😁
Taki pejzażyk cacany, malowany chyba pędzlem z trzech włosów zrobionym, turkusowy nadzwyczajnie, w ramę dostojną i dostatnią oprawiony... Jak go nie lubić?
Poniżej cud, miód, ultramaryna (chociaż może jednak bez ultramaryny, za dużo niebieskości to tam akurat nie ma), czyli obraz twórcy warsztatu pozbawionego. Owo dzieło urzekło mnie od pierwszego wejrzenia i do dzisiaj cieszy, zarówno zadziwiającą techniką malowania drogi, jak i tematem... W końcu większości miastowych się czasami kurna chata marzy...
Tak, wiem 😁 i nic na to nie poradzę. Za to niedługo o oleodrukach opowiem...
Miłość do sztuki widać i czuć u Ciebie nawet przez ekran :) Masz ten dar wyszukiwania perełek i jeszcze jeden cenny dar i niebagatelną umiejętność- aranżowania przestrzeni z ich udziałem :) Pięknie prezentują się na białej ścianie, pięknie wśród antyków i bibelotów. A na ścianie ze starej cegły-cudo! Pozdrawiam Pola :-)
OdpowiedzUsuń😘
Usuń