Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2018
Utknęłam w kuchni. Ale kuchnia daje tak cudowne możliwości upychania po szafkach fidrygałków w postaci złomu i fajansu... No, może nie do końca. Nie posiadam ani jednej typowej kuchennej szafki. Ale za to jestem mistrzem upychania. Odnoszę wrażenie, że nawet udało mi się nieco zagiąć przestrzeń... upychając zdecydowanie więcej, niż teoretycznie może się zmieścić w tak małym i nieustawnym pomieszczeniu... I znów piszę nie na temat. A tematem miała być China blau, porcelana, której zdobienia nawiązują do chińskich, orientalnych wzorów. Produkowana przez Porzellanfabrik Sorau, R. Schlegelmilch w Tułowicach – Tillowitz i  C. Tuppack w Parowej – Porzellanfabrik Tuppack Tiefenfurt, a także Gensche... Marzenie każdego zbieracza za czasów komuny. Piękna, delikatna, błękitna. Niestety, teraz wyparł ją angielski fajans. Wielka szkoda, tym większa, że angielski fajans wygląda przy niej jak... fajans. Co nie zmienia faktu, że sama ten fajans również zbieram...
Miało być o czymś innym... Ale będzie o klamkach. Teoretycznie klamki w drzwiach są niezbędne, pomijając oczywiście pokoje bez klamek... A skoro klamki są potrzebne,  to do fidrygałków zaliczyć ich nie można. Niemożność ta jest jednak tylko teoretyczna, wystarczy bowiem uczynić z klamki przedmiot totalnie nieużytkowy. Jako zbieracz wszystkiego od dziecka pożądałam starych klamek. Budziły mój zachwyt i podziw, szczególnie te w starych, rzeźbionych drzwiach. Naczytawszy się historii o Narnii i Tajemniczym Ogrodzie żyłam w błogim przekonaniu, że posiadają magiczne właściwości i umożliwiają przejście do innych światów.  Dzieciństwo miałam pełne nieudanych prób demontażu klamek, które, mimo iż wisiały krzywo, zamocowane przeważnie na zardzewiałym gwoździu, opierały się dzielnie usiłowaniom oderwania i zdobycia... Ale jak się czegoś bardzo chce, to się dostaje: Klamka i owszem, taka jak chciałam. Dowcip polega na tym, że niestety jest za ciężka. Albo sprężyna za słaba. Efekt końcowy
Kontynuując temat radosnych wariacji że sztućcami... Sztućce z różnych kompletów mogą do siebie całkowicie nie pasować, lub też na pierwszy rzut oka tworzyć całkiem spójny komplet...   Oraz służyć do różnych celów. Poniżej piękny przykład noża do ryb. Zawsze mnie cieszyła konsternacja osób, którym go wręczono w ramach konsumpcji schabowego... Równie radosna jest łyżka do bulionu. Niestety, obecnie praktycznie nie funkcjonuje w stołowym obiegu, co psuje radość z zastosowania tegoż artefaktu do zupy np. grzybowej. Aczkolwiek przeważnie jest przez stołownika badana z pewną dozą nieufności.  A tu piękny przykład niedostosowania rozmiaru... Niestety stosowanie przez dłuższy czas tego typu działań  na krewnych i znajomych jest niemożliwe, następuje bowiem uodpormienie, a szanowni konsumenci wymieniają się sztućcami, a nawet fatygują do kuchni w celu zdobycia bardziej dopasowanych okazów. Wtedy nawet nóż do pasztetu nie pomoże 
Niektóre przedmioty są potrzebne teoretycznie. Takie na ten przykład sztućce. Nikt chyba nie wyobraża sobie domu bez widelców. Niektórzy twierdzą nawet, że konieczne są dwa zestawy, codzienny i świąteczny. Według mnie nie jest to słuszna teoria, ponieważ da się  spokojnie funkcjonować bez kompletu rodowych sreber... Ale można też podejść do sprawy od drugiej strony... i atakować rodzinę na co dzień i od święta zestawem mieszanym. Niestety do tego celu niezbędna jest duża odporność psychiczna. Jeżeli nie ulękniemy się dawno niewidzianej ciotki, dostającej apopleksji na widok stołowych dziwadeł nie do pary i odczuwamy radość z faktu, że każda osoba przy stole posiada inny widelec, to możemy zaszaleć... I nie należy się przejmować pochodzeniem zbiorów. Nasze krajowe, duńskie, niemieckie, z byłego ZSRR... Rozmiar również nie ma znaczenia, chociaż umożliwia czynienie zestawów zabawniejszymi, np. mały widelec i okazały nóż... Ale o tym innym razem...

Witajcie.

Zacznę od tego, dlaczego zaczynam. Kocham wnętrza. I rzeczy zbędne. Chciałam się z Wami podzielić wszystkim tym, co w mieszkaniu nie spełnia roli użytkowej, bez czego miałybyśmy mniej sprzątania, odkurzania i mycia, a co radośnie zdobywamy, przynosimy i ustawiamy. Od razu zaznaczam, że jestem graciarą straszliwą i na minimalizm przejść nie zamierzam. Witajcie więc w świecie fidrygałków * fidrygałki - rzeczy zbędne, niepotrzebne