Nadchodzi jesień. W tym roku wyjątkowo ciepła, sucha i słoneczna. Gdyby nie coraz krótsze dni, chyba bym jej nie zauważyła. A jednak świat się zmienia. Dojrzewają kasztany. Czerwienieją owoce dzikiej róży. Grzyby, wrzosy, chmiel, pierwsze zrudziałe liście i poranne mgły. Czas na zmianę dekoracji. Tylko, że jakoś nie czuję tej nadchodzącej pory roku. Mam za to wrażenie, że lato trwa od niepamiętnych czasów i w pewien sposób już mnie zmęczyło... Tak naprawdę, to jedyną oznaką zmiany pór roku jest wcześniejszy zachód słońca. Wieczory już się wyraźnie wydłużyły, dając czas na myślenie o niebieskich migdałach w przytłumionym świetle witrażowych lamp, czytanie, grzebienie w necie. W ramach znalezienia inspiracji na zmianę dekoracji najłatwiej jest właśnie w necie grzebać, a że z jesiennym wystrojem zawsze miałam problem, grzebię ze zdwojoną energią, podziwiając białe wnętrza wypełnione białymi dyniami... Niektórzy twierdzą, że biel jest już demode, że mają dosyć takich samyc...
O rzeczach jednocześnie zbędnych i niezbędnych, niekoniecznie użytecznych, chociaż niewątpliwie użytkowych. O tym, co zagraca cztery kąty i jednocześnie czyni z nich dom. O wnętrzu w starej kamienicy. I o zbieraniu przedmiotów nadgryzionych zębem czasu.