Sypialnia jest miejscem relaksu i odpoczynku.... Ostatnio, w ramach przetrwania upałów przeszłam w stan wegetatywny, objawiający się bezruchem i przeglądaniem papki serwowanej przez tv. Nie jestem fanem telewizji, nawet nie bardzo się orientuję, jakież to kanały posiadam, jechałam więc po kolei, używając jednego przycisku na pilocie i poświęcając średnio 30 sekund na zorientowanie się, że danego programu oglądać nie chcę, aż trafiłam na coś o wnętrzach, gdzie jacyś mili ludzie zapewnili mnie, że będą meblować sypialnię idealną. Skuszona wizją, roztaczaną z dużym entuzjazmem i jeszcze większą pewnością, postanowiłam podciągnąć się teoretycznie i obejrzeć ową cudowną metamorfozę...
Ogólne działania przeprowadzone w programie można podsumować mniej więcej tak:
-wyrzucamy stare gazety, kartony po pizzy i uschnięte rośliny doniczkowe
-usuwamy brudne naczynia i ubrania
-oddajemy komuś stos pluszaków
-chowamy deskę do prasowania
-malujemy ściany na ciemnozielono
-kładziemy białą, puchatą wykładzinę
-przykrywamy łóżko narzutą
-zasłaniamy okno długimi białymi zasłonami
-kupujemy nowy, ogromny telewizor i wieszamy go na ścianie.
I już. Aby wyjaśnić telewidzowi cud owej metamorfozy kilkakrotnie podkreślono, że zielony koi i relaksuje, a brudne kubki nie posiadają tej właściwości... Po czym przedstawiono właścicielkę owej sypialni , która piszczała z zachwytu i zaległa w butach na łóżku, przed włączonym telewizorem, w pełnym relaksie i wyluzowaniu.
No i właśnie. Wielokrotnie zetknęłam się że stwierdzeniem, że w sypialni nie powinno się trzymać rzeczy zbędnych i niepotrzebnych, ponieważ przeszkadzają w zasypianiu. I w swej naiwności myślałam, że dotyczy to fidrygałków wszelakich, tak przeze mnie ukochanych i w mojej sypialni zgromadzonych, a nie sterty brudnych majtek, butów i kartonów po pizzy. Nie jestem też pewna, czy ciemnozielone ściany i biała wykładzina jest wszystkim, o czym marzę. Z natury jestem leniwa straszliwie... Ale nie znoszę kurzu, bałaganu i kociego futra fruwającego po domu. A że bez fidrygałków życia sobie nie wyobrażam, to mam co obcierać, czyścić i pucować. W zasadzie wycieranie kurzu zamieniłam w zabawę, polegającą na dziwieniu się własnym zbiorom i drobnym zmianom-przestawianiu przedmiotów z miejsca na miejsce. O ile ciemnozielone ściany to sprawa dyskusyjna, i nie przeczę, że kiedyś ów kolor mnie korcił, to biała, puchata wykładzina...miałam kiedyś biały dywanik łazienkowy. Po miesiącu był zeprany na śmierć. I nigdy więcej nic białego na podłodze nie położę. Wizja długowłosej wykładziny oblepionej kocim futrem, z plamami kawy, którą notorycznie rozlewam, relaks uniemożliwiłaby mi nie tylko w sypialni, ale gdziekolwiek. Przecież to by trzeba jakoś posprzątać przed snem, żeby pierwszym porannym widokiem owa brudna wykładzina nie była. A biorąc pod uwagę, ile futra w ciągu doby gubi Pusia, trzeba by i tak poranek zacząć od sprzątania. Oczywiście, można kota do sypialni nie wpuszczać, ale na to trzeba posiadać serce z kamienia i refleks rewolwerowca. Można też kota wyszczotkować, niestety Pusia niektórych części szczotkować sobie żadną miarą nie daje. Teoretycznie można też nie pić kawy w łóżku, ale co to za relaks?
Wracając do relaksująco - usypiających właściwości sypialni, to porad udzielać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej, więc i ja pozwolę sobie porad udzielić. Po pierwsze, niech każdy mebluje, jak uważa, co jednego rozprasza drugiego usypia, po drugie, precz z telewizorem w sypialni, który kradnie czas i przy którym nie powinno się spać, a po trzecie, pamiętajcie, że w łóżku musi się oprócz Was zmieścić także Wasz ukochany futrzak...który z czasem może się, tak jak moja Pusia, roztyć. Niestety ja mojej kocicy w obecnych gabarytach nie wliczyłam i teraz śpię z podkulonymi nogami...
Totalny miszmasz, tak jak lubię. I nie dajcie sobie wmówić, że pustostan z samym łóżkiem zapewni Wam dobry sen. Zapewniam Was, że wygodny materac jest dużo ważniejszy.
Ogólne działania przeprowadzone w programie można podsumować mniej więcej tak:
-wyrzucamy stare gazety, kartony po pizzy i uschnięte rośliny doniczkowe
-usuwamy brudne naczynia i ubrania
-oddajemy komuś stos pluszaków
-chowamy deskę do prasowania
-malujemy ściany na ciemnozielono
-kładziemy białą, puchatą wykładzinę
-przykrywamy łóżko narzutą
-zasłaniamy okno długimi białymi zasłonami
-kupujemy nowy, ogromny telewizor i wieszamy go na ścianie.
I już. Aby wyjaśnić telewidzowi cud owej metamorfozy kilkakrotnie podkreślono, że zielony koi i relaksuje, a brudne kubki nie posiadają tej właściwości... Po czym przedstawiono właścicielkę owej sypialni , która piszczała z zachwytu i zaległa w butach na łóżku, przed włączonym telewizorem, w pełnym relaksie i wyluzowaniu.
No i właśnie. Wielokrotnie zetknęłam się że stwierdzeniem, że w sypialni nie powinno się trzymać rzeczy zbędnych i niepotrzebnych, ponieważ przeszkadzają w zasypianiu. I w swej naiwności myślałam, że dotyczy to fidrygałków wszelakich, tak przeze mnie ukochanych i w mojej sypialni zgromadzonych, a nie sterty brudnych majtek, butów i kartonów po pizzy. Nie jestem też pewna, czy ciemnozielone ściany i biała wykładzina jest wszystkim, o czym marzę. Z natury jestem leniwa straszliwie... Ale nie znoszę kurzu, bałaganu i kociego futra fruwającego po domu. A że bez fidrygałków życia sobie nie wyobrażam, to mam co obcierać, czyścić i pucować. W zasadzie wycieranie kurzu zamieniłam w zabawę, polegającą na dziwieniu się własnym zbiorom i drobnym zmianom-przestawianiu przedmiotów z miejsca na miejsce. O ile ciemnozielone ściany to sprawa dyskusyjna, i nie przeczę, że kiedyś ów kolor mnie korcił, to biała, puchata wykładzina...miałam kiedyś biały dywanik łazienkowy. Po miesiącu był zeprany na śmierć. I nigdy więcej nic białego na podłodze nie położę. Wizja długowłosej wykładziny oblepionej kocim futrem, z plamami kawy, którą notorycznie rozlewam, relaks uniemożliwiłaby mi nie tylko w sypialni, ale gdziekolwiek. Przecież to by trzeba jakoś posprzątać przed snem, żeby pierwszym porannym widokiem owa brudna wykładzina nie była. A biorąc pod uwagę, ile futra w ciągu doby gubi Pusia, trzeba by i tak poranek zacząć od sprzątania. Oczywiście, można kota do sypialni nie wpuszczać, ale na to trzeba posiadać serce z kamienia i refleks rewolwerowca. Można też kota wyszczotkować, niestety Pusia niektórych części szczotkować sobie żadną miarą nie daje. Teoretycznie można też nie pić kawy w łóżku, ale co to za relaks?
Wracając do relaksująco - usypiających właściwości sypialni, to porad udzielać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej, więc i ja pozwolę sobie porad udzielić. Po pierwsze, niech każdy mebluje, jak uważa, co jednego rozprasza drugiego usypia, po drugie, precz z telewizorem w sypialni, który kradnie czas i przy którym nie powinno się spać, a po trzecie, pamiętajcie, że w łóżku musi się oprócz Was zmieścić także Wasz ukochany futrzak...który z czasem może się, tak jak moja Pusia, roztyć. Niestety ja mojej kocicy w obecnych gabarytach nie wliczyłam i teraz śpię z podkulonymi nogami...
Totalny miszmasz, tak jak lubię. I nie dajcie sobie wmówić, że pustostan z samym łóżkiem zapewni Wam dobry sen. Zapewniam Was, że wygodny materac jest dużo ważniejszy.
W zupełności się z Tobą zgadzam - najważniejsze to wygodny materac i przyjazne nam wnętrze. Cudnie u Ciebie, aż zatrzymałam się dłużej i szczegółowo przeglądałam zdjęcia. Jeśli można podpytam gdzie chowasz te cudne poduchy, gdy idziecie spać? Kotek zawsze taki grzeczny i nie strąca fidrygałków? Pozdrawiam serdeczne!:)
OdpowiedzUsuńPod łóżkiem mam szuflady na kółkach mieszczą poduszki i jedną narzutę. Druga ląduje na kufrze. Pusia jakoś niczego nie zrzuca, porusza się po tym torze przeszkód z zadziwiającą gracją.
Usuń😘
Fidrygałków jest sporo, ale posiadłaś niezwykłą umiejętność aranżowania ich w taki sposób, że tworzą mega interesującą całość. Ja takiego zmysłu nie mam, dlatego od zawsze Cię podziwiam. Sypialnia jest super! Widzę, że koników też się jakby namnożyło :)
OdpowiedzUsuńU mnie materac baaardzo wygodny, kiedyś kosztował krocie ale za tę naszą szczodrość odwdzięcza się od lat każdej nocy :) A TV poszedł z domu wniwecz. Już od dawna myślę, żeby o tym napisać. Buziaki ślę Pola :)
Koniecznie napisz o życiu bez telewizora. Jestem za, chociaż nie udało mi się tej idei w życie wprowadzić i jeden mamy, a właściwie mąż ma.
Usuń😘
Ja w takiej sypialni na pewno się zrelaksuję:)))w mojej też dużo fidrygałków:))pięknie u Ciebie i podobnie jak Lenka bardzo dokładnie oglądałam zdjęcia:)))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że Ci się podobało. Pozdrawiam gorąco 🙂
UsuńŚwietny tekst w temacie spania. U mnie rzeczy mniej, a powodem jest niechęć przekładania, przenoszenia wieczorem i z powrotem noszenia i układania z rana. Stąd w sypialni minimalizmem trąci, w przeciwieństwie do innych części domu o tarasie nie wspominając.
OdpowiedzUsuńMasz talent literacki Rudziku. Twojego bloga czyta się, no napiszę, z zapartym tchem. Cmoki:)
Dziękuję, Mario. Podziwiałam dzisiaj Twój taras i ogród...
UsuńA ja dotarłam do Waszej sypialni dzisiaj, dopiero co. I, mimo to, że zgadzanie się z przedmówcą niczego nie wnosi i jest nudne, zgadzam się z każdym słowem Twoim i każdym słowem komentarzy. Nie wszystko mogę jednak wprowadzić u siebie, nie wszystko bym chciała. Ale wygodne materace- jak najbardziej, bawełnianą i lnianą pościel- tylko taką, kota w nogach też muszę znosić. I nie tylko. Może nie powinnam tego pisać...
OdpowiedzUsuńWczoraj miałam znów dreszcze z zimna, musiałam się położyć. Przez moment podziwiałam cienie dzikiego wina na zasłonach, pomyślałam, żeby zejść na dół po aparat i je sfotografować, tak piękne to było przywitanie jesieni. Pomyślałam i...zasnęłam. Obudziłam się za jakieś czterdzieści minut, wstałam i oniemiałam. Na szafce nocnej siedziała moja kotka, mordką w stronę okna. Na materacu za łóżkiem siedziała sobie myszka, ukazując ten sam profil. Obie prezentowały kamienny spokój. Ale ja...ja zaczęłam gorączkowo żałować, że jednak aparatu nie przyniosłam i nie mogę zrobić fantastycznego zdjęcia. Wyciągnęłam więc rękę, wzięłam myszkę i wyniosłam do ogrodu , jak najdalej od Indii.
Teraz mam następną myszkę w szufladzie pod zlewem. Ratunku...
Lubię myszki. Chociaż ostatnie moje łapanie tego uroczego gryzonia w rękę skończyło się zębami w palcu. Jednak problem dostrzegam, mało tego, znam z autopsji. Myszki, choć urocze, psują, podgryzają i zdobią dom bobkami mysimi... A India ma dobre serce, skoro na śmierć owego gościa nie zabawiła... Szkoda, że aparatu nie miałaś. I szkoda, że bloga nie piszesz, komentarz lepszy od mojego posta 😘😘😘
UsuńRudziku, dziękuję za kompliment :), ale racji nie masz. Piszesz tak, że chce mi się przeczytać to, co napisałaś. Jestem od zawsze odporna na pisaninę w stylu Paulo Coelho a u Ciebie nawet cienia tych "mądrości" nie znajduję, sam konkret i poczucie humoru. To lubię. Pisz, ciekawie piszesz :)
UsuńTak, tu się niestety muszę zgodzić, ani cienia mądrości jakoś ostatnio nie wskazuję, głupawki mnie nadchodzą regularnie. W zasadzie ogólnie mądrością nie grzeszę, jak na blondynkę przystało...ale też potrzeby mądrości nie czuję. Tylko czasu mi jakoś brakuje, im bardziej się staram zorganizować, tym większy tworzę chaos... A Ty, Kochana, powinnaś pisać. Taki prawdziwy blog, pełen porad, wrażliwości, elegancji
Usuńi wyczucia. Może chociaż spróbuj. Jesteś w tym świetna. 😘
Ostatnio, chyba na msn-ie wymieniono 3 najinteligentniejsze znaki zodiaku. Skorpion znalazł się na miejscu 1, Wodnik 2 a Panna 3. Domyślasz się, że pamiętam, pod jakim znakiem się urodziłaś :) Można wierzyć albo nie, wolę wierzyć .
OdpowiedzUsuńNie będę prowadziła bloga, ja nie mam o czym pisać.
Rudziku, będę za to Twoją wierną czytelniczką :) Pozdrawiam i dziękuję za tyle ciepła od Ciebie.
To dziwne, gdzieś czytałam, że te trzy znaki są najbardziej wyrachowane...
UsuńMasz o czym pisać, zawsze pięknie pisałyście, Ty i Maria. Jak się kiedyś zdecydujesz, a mam nadzieję, że się zdecydujesz, to daj znać. Jednego wiernego czytelnika masz, jeszcze, zanim zaczęłaś. Chociaż, w zasadzie myślę, że niejednego... :)