Dzisiaj krótko. Nic tak świetnie się nie kurzy, jak suszone kwiaty. I nie da się tego odkurzyć, umyć ani obetrzeć. W zasadzie suszone kwiaty są absolutnie zbędne, pruszą się i zagracają, ale, jak wszystkie fidrygałki, cieszą.
Od razu się przyznam, nie spryskuję niczym, ani lakierem, ani środkiem na mole, nie stosuję chemii i suszę w pęczku, a nie na sztuki. Tak po prostu, wieszam w ciemnym i przewiewnym miejscu, główkami w dół. I nic poza tym.
I tak sobie wiszą na lustrze od toaletki, inne na brzegu małej witrynki z porcelanką, jeszcze inne w wazonikach probówkach a jeden mały bukiecik awansował na wypełnienia ramki co się w niej szybka zbiła. Hortensje, żyto, owies wysuszone, bukiety kupione w Kazimierzu Dolnym lub na Jarmarku Jagiellońskim w Lublinie...a niech się kurzą, uwielbiam je. Ila
OdpowiedzUsuńJa też. Niech wiszą...
Usuń