Przejdź do głównej zawartości

Podoba...

Nigdy nie wiedziałam, co mi się podoba. To znaczy wiedziałam, że coś mi się podoba, a coś nie podoba, ale jakoś nie mogłam się na jeden kierunek podobania nastawić. Kiedyś odkryłam, że do bólu podoba mi się stary biały fajans... wzruszyłam więc na poszukiwania i nabyłam porcelanę w kwiaty... Efektem poszukiwań eklektycznej szafy był zakup secesyjnej bieliźniarki. Kiedy już odkryłam, że kocham secesję, trafił się indyjski parawan... Moje cztery kąty to totalny miszmasz.
 Wychowałam się w rodzinie dość konserwatywne nastawionej do wystroju wnętrz. Większość mieszkań przypominała raczej antykwariaty. W takim otoczeniu człowiek wie, czuje każdą komórką jestestwa, że nie uchodzi trzymać łokci na stole, garbić się, drapać, czochrać, marudzić, snuć w rozlazłych dresach i pić z obitego kubka...jednym słowem - do bani.
 Za to zaczyna pożądać artefaktów, których ma nie ruszać. Dzbanków przywiezionych z Berlina przez prababkę, zasuszonego krokodyla, wachlarzy babci ze strusich piór, dziwacznych karafek, srebrnych świątecznych sztućców i stuletniego wydania "Ballad i Romansów"... Tak rodzi się miłość do fidrygałków i niechęć (z lekką nutą zachwytu) do wnętrz wręcz muzealnych,  pełnych prawdziwych antyków. Ponieważ prawdziwe antyki trzeba kochać, szanować i podziwiać, starając się nie używać, coby nie zużywać... Już jako dziecko byłam pewna, że bloki, segmenty, wieżowce, linoleum i kaloryfery to nie jest to, czego chcę. Chciałam antykwariatu użytkowego. Nie mam pojęcia, kiedy wpadłam na pomysł, że graciarnia jest lepsza, a może być równie wiekowa. I że graciarni można używać, mimo, że się zużywa, ponieważ cały jej urok to wiekowe zużycie.


Ale szczęśliwie ów genialny pomysł wpadł mi do głowy. W dodatku był łatwiejszy w realizacji niż wersja antykwaryczna. I dużo tańszy. Ponadto zaletą graciarni jest brak stresu. Jak coś się jeszcze bardziej zużyje to jest zużyte. I niczego nie trzeba oszczędzać, w końcu to nie muzeum  😁




Komentarze

  1. O tak, zbieractwo to coś co praktykuje od małego, tylko obiekt zainteresowania mi się zmienił. Ze złotek od czekoladek, opakowań od tabliczek czekolady, po telegramy, ślubne zaproszenia, znaczki. Nawet mi się trafił incydent z puszkami...tylko, że stały na takiej szafce, której każde chybotnięcie powodował, że puszkowa wieża waliła mi się na łeb i pewnego pięknego dnia opakowania po fancie, coli i piwach wylądowały na śmietniku. A teraz jak pomyślę, ile rzeczy zbieram to chyba łatwiej mi powiedzieć czego nie zbieram. Chciałabym ponatychać się atmosferą, klimatem Twojego domu z bajki. Może to bałagan, misz masz stylów, ja tam sobie mówię że eklektyzm jest na czasie. Ila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eklektyzm jest użytkowy i prosty w obsłudze, nigdy i pod żadnym pozorem nie zamierzam sobie życia utrudniać szukaniem pasujących do siebie mebli. A poza tym eklektyczny brzmi tak stylowo, mieszczańsko i elegancko, że musi być na czasie 😉
      I tego się trzymajmy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wzorki na porcelanie

Nie lubię gotować, ale lubię kuchnie. Cudze lubię, byle zagracone były i niesterylne. I swoją, odkąd w diabły wyeksmitowałam podobno wyjątkowo gustowny i ergonomiczny zestaw mebli z mdf - u, który na moje kilkuletnie utrapienie pozostawili poprzedni właściciele...  Być może źle rozumiem ergonomię kuchenną, ponieważ obecnie moja kuchnia jest idealnym przeciwieństwem zaleceń ogólnych na temat wygody i bhp użytkowania tego pomieszczenia, ale na razie żyję, oparzeń trzeciego stopnia nie odnoszę i nawet nieco mniej tłukę, niż przed przemeblowaniem. Gotuję chyba głównie z powodu możliwość używania zastawy stołowej. Zastawa stołowa to temat rzeka, wielki jak Ganges i Amazonka razem, wspólnie i w porozumieniu. Pisałam już o porcelanie china blau, teraz czas na wzór słomkowy i cebulowy. Z nieznanych i niezrozumiałych powodów są one ze sobą mylone. Wzór słomkowy,  Indisch  Blau, niebieski saksoński, pietruszkowy - to ten sam wzór, przedstawiający podobno kocanki, czyli drobne, żółte, polne kw

Landszafty, oleodruki i reprodukcje... Cz. II

Miałam napisać o oleodrukach, zabieram się za to od dni kilku, ale jakoś mi nie idzie. Od wysokich temperatur mózg mi się lasuje, a oleodruk to temat poważny... Nigdy jakoś za tym rodzajem twórczości nie przepadałam, chociaż muszę przyznać, że trafiają się perełki wybitne, w ramach okazałych, prawdziwym złotem złożonych... Zacznijmy od początku - oleodruk to odbitka wykonana na papierze, płótnie lub innym materiale, wykonana w technice oleografii lub chromolitografii, bardzo popularna w XIX wieku. Oleodruki były obecne zarówno w miejscach publicznych, takich, jak kościoły, czy urzędy, jak i mieszkaniach prywatnych. Ich jakość zależała od staranności wykonania. Niektóre były dodatkowo ręcznie podmalowywane i zdobione porzez naszywanie koralików i tkanin, tłoczenie ornamentów... Najbardziej znane  "szkoły" oleodruków posiadające  własne zakłady produkcyjne, znajdowały się w Niemczech i Francji: Muller and Lose, Kamag, Otto Blocha... Można było je nabyć nie tylko w całej Europ

Zaginiony w akcji

Dawno nie pisałam. I to nawet nie brak weny ale entuzjazmu sprawił, że ciężko mi jakoś cokolwiek z sensem napisać. A entuzjazm zaginął w akcji, prawdopodobnie leży gdzieś pod stertą gruzu... Albo razem z gruzem został wyniesiony do worków na tenże gruz... Kocham stare budynki. Nic to, że tynk się sypie, podłogi trzeszczą, drzwi skrzypią... Do tej pory myślałam, że wszystko da się załatać. Albo polubić... I tu zaczyna się smutna historia zaginionego entuzjazmu. Dom z 1951 r. Przerobiona wersja willi z międzywojnia. Niby nic nadzwyczajnego. Beton, cegła, deski na podłogach... Ten budynek uświadomił mi jednak w pełni koszmar dawnych przeróbek, remontów i modernizacji. Kolejne worki ochydnych kafli z lat 70-tych, paneli z 90-tych, boazerii, płyt pilśniowych udających kafle, styropianu przylepionego w jakimś obłędzie do wszystkich sufitów...wymienionych na plastikowe okien i kaloryferów osaczających każde pomieszczenie... 15m2 i 22 żeliwne żeberka. A co. Pierwszy raz nie wiem, czy sobie p