Jestem obecnie poszukującą kobietą drogi, poszukuję dowiem kreacji mocno wyjściowej i w tym celu włóczę się po różnych dziwnych galeriach handlowych. A że w moim miasteczku takowych obiektów nie uświadczysz, muszę wzruszać w drogę do większych i w galerie handlowe zasobnych miast. Efektem tychże podróży są oczywiście zakupy. Niestety, im dłużej oglądam ciuchy, tym mniejszą mam ochotę na zakup jakiejkolwiek kiecki. I coraz częściej znosi mnie z kursu w kierunku typowych sklepów dla miłośników zagracania, opatulania i udziwniania wnętrz, czego efektem było poszukiwanie kreacji w miejscach typu English Home, Home & You, Zara Home, H&M Home... Bawiłam się całkiem nieźle do momentu, w którym mąż stwierdził, że niczego, co ma Home w nazwie już nie odwiedzimy, żadnego kocyka, pościeli ani wianka już nie kupimy i zaczniemy znowu sklepy ukierunkowane na odzież odwiedzać...
Coby jeszcze w tych sklepach coś było, coby mi do serca przypadło, albo się chociaż na różnych częściach ciała nie opinanło, pod pachami nie piło i nie miało udziwnień różnistych, pewnie na odczepnego bym zakupu odzieżowego dokonała, a tak umęczona i zniechęcona zwiedzałam kolejne miejsca pełne przykusych kiecek, których już mierzyć siły nie miałam. Prośby zaś moje, żeby gdzieś skręcić, jakieś ozdobne poszewki czy inne fidrygałki obejrzeć, ucinano stanowczym NIE.
W końcu dopełzłam do TK Maxxa i lawirując między stojakami zdryfowałam zgrabnie w kierunku półek z zawartością "wszystko dla domu". A tam, mimo, że był to dopiero wrzesień (opóźnienie mam ze wszystkim, nawet z pisaniem) całe półki hallowinowych fidrygałków. Trupie czaszki, tależe, dynie, kule, ścierki kuchenne... Co kto chce i lubi. (Zdaję sobie sprawę, że Halloween ma wielu przeciwników, w argumentację "za" wdawać się nie będę, ponieważ w zasadzie takowej nie mam, osobiście lubię to święto, więc obchodzę.) Zatonęłam radośnie w stertach mioteł, lampek - dyń, nagrobków i szkieletów... Po chwili jednak dotarło do mnie, że zaraz pretensje jakoweś o zwiedzanie tematycznie zdecydowanie nieodzieżowe usłyszę (mąż mi gdzieś w trakcie dryfowania szczęśliwie zaginął) więc świńskim truchtem ruszyłam w kierunku patelni, coby alibi jakoweś na przebywanie w strefie Home zdobyć, patelni potrzebowałam bowiem faktycznie i niewątpliwie. Patelnię wybrałam w tempie ekspresowym, żeliwną, ciężką i czarną. Już miałam z mą zdobyczą lecieć z powrotem na Halloween, coby jeszcze trochę oczy badziewiem nacieszyć, a może i na cosik się zdecydować - toż rzeczy zbędnych nigdy w domu za wiele, kiedy zobaczyłam moją lepszą i rozsądniejszą zakupowo połowę, kontemplującą o metr dalej zawartość jakiejś półki... Nie mając pewności, czy mnie aby buszującej w garach nie widział, zdecydowałam się jednak do fidrygałków nie lecieć, zanim nie sprawdzę, co też tak mężczyznę mego życia urzekło i jak go do potencjalnego zakupu trupich czaszek nastroiło. Podeszłam więc do regału i stanęłam zadziwiona, oczom mym bowiem ukazały się kartony pełne ozdób bożonarodzeniowych.
-Oglądasz bombki, kochanie?
- No. Fajne. I tanie. Które wziąć? Kulę już wybrałem...
- Ale mówiłeś, w zeszłym roku w listopadzie, że Cię asortyment bożonarodzeniowy tak wcześnie wystawiony drażni...
- Bo drażni. Ale potem wszystkie karuzele z pozytywką wykupili. Które, jak myślisz?
-Ale mówiłeś, że to czysta komercja...
- To jest komercja, przecież nikt tego charytatywnie nie produkuje... Może gwiazdki?
- A tam jest Halloween...
- To idź coś wybrać, ja jeszcze obejrzę te z drugiej strony...
Nadal nie mam sukienki. Mam za to kolejne dynie, czaszki pod kloszem, kulę ze szkieletami...i dużą, ozdobioną czaszkę. I bombki, gwiazdki i świecącą choinkę.
Coby jeszcze w tych sklepach coś było, coby mi do serca przypadło, albo się chociaż na różnych częściach ciała nie opinanło, pod pachami nie piło i nie miało udziwnień różnistych, pewnie na odczepnego bym zakupu odzieżowego dokonała, a tak umęczona i zniechęcona zwiedzałam kolejne miejsca pełne przykusych kiecek, których już mierzyć siły nie miałam. Prośby zaś moje, żeby gdzieś skręcić, jakieś ozdobne poszewki czy inne fidrygałki obejrzeć, ucinano stanowczym NIE.
W końcu dopełzłam do TK Maxxa i lawirując między stojakami zdryfowałam zgrabnie w kierunku półek z zawartością "wszystko dla domu". A tam, mimo, że był to dopiero wrzesień (opóźnienie mam ze wszystkim, nawet z pisaniem) całe półki hallowinowych fidrygałków. Trupie czaszki, tależe, dynie, kule, ścierki kuchenne... Co kto chce i lubi. (Zdaję sobie sprawę, że Halloween ma wielu przeciwników, w argumentację "za" wdawać się nie będę, ponieważ w zasadzie takowej nie mam, osobiście lubię to święto, więc obchodzę.) Zatonęłam radośnie w stertach mioteł, lampek - dyń, nagrobków i szkieletów... Po chwili jednak dotarło do mnie, że zaraz pretensje jakoweś o zwiedzanie tematycznie zdecydowanie nieodzieżowe usłyszę (mąż mi gdzieś w trakcie dryfowania szczęśliwie zaginął) więc świńskim truchtem ruszyłam w kierunku patelni, coby alibi jakoweś na przebywanie w strefie Home zdobyć, patelni potrzebowałam bowiem faktycznie i niewątpliwie. Patelnię wybrałam w tempie ekspresowym, żeliwną, ciężką i czarną. Już miałam z mą zdobyczą lecieć z powrotem na Halloween, coby jeszcze trochę oczy badziewiem nacieszyć, a może i na cosik się zdecydować - toż rzeczy zbędnych nigdy w domu za wiele, kiedy zobaczyłam moją lepszą i rozsądniejszą zakupowo połowę, kontemplującą o metr dalej zawartość jakiejś półki... Nie mając pewności, czy mnie aby buszującej w garach nie widział, zdecydowałam się jednak do fidrygałków nie lecieć, zanim nie sprawdzę, co też tak mężczyznę mego życia urzekło i jak go do potencjalnego zakupu trupich czaszek nastroiło. Podeszłam więc do regału i stanęłam zadziwiona, oczom mym bowiem ukazały się kartony pełne ozdób bożonarodzeniowych.
-Oglądasz bombki, kochanie?
- No. Fajne. I tanie. Które wziąć? Kulę już wybrałem...
- Ale mówiłeś, w zeszłym roku w listopadzie, że Cię asortyment bożonarodzeniowy tak wcześnie wystawiony drażni...
- Bo drażni. Ale potem wszystkie karuzele z pozytywką wykupili. Które, jak myślisz?
-Ale mówiłeś, że to czysta komercja...
- To jest komercja, przecież nikt tego charytatywnie nie produkuje... Może gwiazdki?
- A tam jest Halloween...
- To idź coś wybrać, ja jeszcze obejrzę te z drugiej strony...
Nadal nie mam sukienki. Mam za to kolejne dynie, czaszki pod kloszem, kulę ze szkieletami...i dużą, ozdobioną czaszkę. I bombki, gwiazdki i świecącą choinkę.
Mnie to nie drażni. Ani termin, ani komercja. Kocham fidrygałki. I mam wielką ochotę te wszystkie cuda, a raczej koszmarki, natychmiast zaprezentować...ale się wstrzymam, ponieważ to jednak zdecydowanie za wcześnie.
😁
Też ostatnio odwiedziłam ów ulubiony sklep, ale tak cudnych dyniek jak Twoje nie było już :( Pewnie wszystkie wykupili... Halloweenowe dekoracje absolutnie nie dla mnie! Przerażające! Brrr.... :) A bożonarodzeniowe? O, tak! Uwielbiam! I każdego roku przywlokę coś nowego, chociaż mam wrażenie, iż z roku na rok coraz bardziej ascetyczne te moje dekoracje się robią. Ku stylowi skandynawskiemu mocno mnie ciągnie w zimowych dekoracjach. Ale Twoje niezmiennie z radością wielką oglądam i zachwycam się :) Buziaki ślę :*
OdpowiedzUsuńDyniek faktycznie już nie było, chciałam w niedzielę dokupić. Za to bombek przybyło... Dekoracje na Halloween to moja i tylko moja twórczość radosna, za to ozdoby bożonarodzeniowe namiętnie nabywa mąż i szczerze mówiąc, żadnego wpływu na te zakupy nie mam. Ma być dużo i kolorowo. Jedyne, co wywalczyłam, to lampki...
UsuńZabawnie to wszystko opisałaś:))ja też kocham fidrygałki:))a ozdoby bożonarodzeniowe i halloweenowe a nawet wielkanocne kupuję cały rok:))uwielbiam odwiedzać sklepy z rupieciami a tam nigdy nie wiadomo co znajdziemy:)))bardzo chętnie kupiłabym te cudne dynie,które widzę u Ciebie:)))Pozdrawiam serdecznie i na halloweenowe dekoracje czekam:))
OdpowiedzUsuńWrzucę Halloween, na razie po malutku różne różności wyciągam... Chociaż to moje Halloween takie mało straszne i nie całkiem na poważnie potraktowane :)
UsuńNa zdjęciu widzę przynajmniej 3 sukienki, miałaś obowiązek się zapuścić :) Rudziku, radość aż bucha z Twojej opowieści. Poza tym, świetnie piszesz dialogi. To na kiedy potrzebujesz tę kreację ?
OdpowiedzUsuńNa 10 listopada. I to też jest problem, ponieważ będzie zimno...
UsuńMoże jeszcze zdążyłabyś coś uszyć u krawcowej ? Jeśli posiadasz krawcową. Rady innej udzielić nie mogę, bo sama bywam bezradna w takich sytuacjach a Ptak pod nosem :)
OdpowiedzUsuńNie posiadam krawcowej. Nic to, coś wymyślę. Albo i nie wymyślę... Albo siądę i uszyję... Tylko wymyślę, co...
UsuńPostraszyłaś mnie przedterminowo rudziku.W zasadzie to nie mam nic przeciw Halloween, ale dekoracje na ów dzień wolę zdecydowanie w wersji light.
OdpowiedzUsuńO le mnie pamięć nie myli, to problem z zakupem sukienki na okazję nie pojawia się po raz pierwszy:) Wyjściowe ubrania. Ty chyba nie za bardzo je lubisz. Ja właściwie też nie przepadam za nimi choć jakieś wieloletnie posiadam w swojej szafie. Na końcu szafy. Za to zakupy bożonarodzeniowe jak najbardziej lubię. Podejrzewam u siebie taką pasję, jak u Twojej drugiej połowy. Z przykrością jednak uruchamiam rozsądek. I mam nadzieję, że występuje on jeszcze w znacznych ilościach, choć już nieco powątpiewam. Trzy godziny na Ig nie świadczy dobrze o moich zdroworozsądkowych zasobach. Pa rudziku:)
To nie całkiem tak. Nie mam nic przeciwko odzieży wyjściowej. Problem polega na tym, że bez stanika mam 112 cm w biuście. To, co mi się podoba, kończy się w porywie na rozmiarze 40, to co mi proponują, wygląda jak...e tam. W dodatku w niższych partiach obwisa smutno, ponieważ ma gustowne zaszewki na coś wielkości i kształtu dwukomorowego zlewu. Dokładając do tego zarwane śródstopie, które uniemożliwia chodzenie na szpilkach, uzyskuję efekt ogólnie żałosny... Ale nic to, po przemyśleniu idę w glanach. Świekra jest od tego, żeby mieć focha, a nie od ozdoby...
UsuńTo moje Halloween też mało straszne, to kamienica jest upiorna ;)
Boże Narodzenie - magiczny czas, kiedy każdy znowu może być dzieckiem, więc cacek, błyskotek i świecidełek odmawiać sobie nie sposób...
Masz rację rudziku... i co do glanów, świekry/ bo na ogół na wszystko kręci nosem/ i świątecznych cacek i klimatów /choć moim zdaniem najbardziej klimatycznie to jest przed świętami, kiedy je przygotowujemy, ba, nawet jak o tym myślimy/. A co do ciuchowych dylematów, to ma je większość z nas. Ja szyję...ale to grozi nadmiarem. I znów problem.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i dziękuję 😘
OdpowiedzUsuń